Quantcast
Channel: Kuchnia Pysznościowa- blog kulinarny
Viewing all 667 articles
Browse latest View live

322. Masa cukrowa, jak zrobić i jak się z nią obchodzić

$
0
0
 
Już parę razy wspominałam, że o masie cukrowej usłyszałam po raz pierwszy, kiedy leżałam ze złamaną nogą i zawzięcie oglądałam program "Cake Boss". Całą zabawę z masą zaczęłam zaś jakieś 1,5 roku temu. Przepisów na masę jest w internecie cała masa. Po iluś próbach i błędach w miarę wypracowałam sposób jak przygotować masę do obłożenia tortu, jak masę do zrobienia figurek, w jaki sposób zreanimować lekko podeschniętą masę, a ostatnio jak zrobić masę którą można bardzo cienko rozwałkować i użyć np. do zrobienia kwiatów.
Ja za chwilę, na chwilę wypadnę z obiegu i zamiast tortami będę zajmować się Niedźwiadkiem. Dlatego dla chętnych posiadania tortu z taką dekoracją proponuję opcję "Zrób to sam....i przekonaj się że łatwo nie jest" :) 

MASA CUKROWA:
-ok. 600-700g cukru pudru
-4 czubate łyżeczki żelatyny
-4 łyżeczki glukozy
-trochę (ok. łyżeczka) gliceryny
-60-70 ml wrzątku

1. Cukier puder przesiać. Niektórzy ponoć przesiewają dwa razy, ja jestem zbyt leniwa na to i uważam, że raz wystarczy.

2. Żelatynę wsypać do jakiegoś kubeczka i zalać odrobiną zimnej wody, żeby napęczniała. Następnie zalać ją odmierzoną ilością wrzątku i dokładnie wymieszać, aż się rozpuści. Następnie dodać do niej glukozę i również wymieszać aż do rozpuszczenia.

3. Mieszankę żelatynowo-glukozową wlać do cukru pudru, dolać jeszcze glicerynę i zacząć wyrabiać całość. Zajmuje to ładnych kilka minut. Całość powinna mieć konsystencję miękkiej plasteliny, w razie potrzeby można dodać trochę cukru pudru lub odrobinę gorącej wody.

  • Podana ilość wystarczy na pokrycie masą okrągłego tortu o średnicy ok. 26cm i zrobienia na nim jakiś dekoracji jak np. wstążka dookoła, figurka i napis. Analogicznie jeśli potrzebujemy więcej to zwiększamy trochę proporcje jak mniej to zmniejszamy. Nadmiar można zamrozić i użyć ponownie....ja stosuję zamrożone kawałki do słodzenia kompotów :)

  • tort na który planujemy położyć masę cukrową nie może być pokryty bitą śmietaną-niestety śmietana rozpuszcza masę. Jeśli chcemy można śmietaną przełożyć tort, ale od masy musi być odgrodzona warstwą kremu maślanego. Dobrze też żeby tort został pokryty kremem na kilka godzin przed przystąpieniem do dekorowania-zdąży wtedy dokładnie skrzepnąć i nie będzie obawy, że się nam krem rozjedzie i wypłynie spod masy.

  • w wersji wegetariańskiej można użyć zamiast żelatyny agar-agar...ale przyznaję bez bicia że nie testowałam go, jedynie czytałam, że można

  • gliceryna nie jest koniecznie potrzebna do zrobienia masy, ale zwiększa jej elastyczność i wydłuża czas pracy na danym kawałku masy. Gliceryna przydaje się również w momencie kiedy masa nam lekko podeschła i zaczyna się za bardzo kruszyć-odrobina gliceryny potrafi zreanimować takiego trupa. Przy robieniu figurek również warto dolać trochę gliceryny do masy-będzie nam łatwiej, a poza tym można jej użyć jako kleju.  A i jeszcze jedno.....nie trzeba kupować gliceryny w specjalistycznym sklepie, wystarczy taka z apteki. Jest 10 razy tańsza :)

  •  jeśli pracujemy tylko na fragmencie masy, którą posiadamy, reszta musi być szczelnie owinięta w folię spożywczą lub foliową torebkę-wtedy nie będzie nam wysychać i się starzeć. Zabezpieczona w ten sposób przetrwa nawet kilka/kilkanaście godzin, bez zabezpieczenia niestety po jakiś 15-20 minutach już zaschnie.

  • do przygotowania bardzo misternych dekoracji jak np. kwiaty wykorzystujemy masę cukrową wymieszaną z produktem o nazwie Gum Paste w proporcjach 1:1. Można wtedy naprawdę cienko rozwałkować masę, aż do stanu praktycznie przeźroczystego. Są jednak 2 haczyki w tej części zabawy. Taka dekoracja musi dobrze zastygnąć i wyschnąć przed położeniem jej na tort, dlatego trzeba ją przygotować co najmniej dobę przed położeniem jej na tort. Jednocześnie tak przygotowana masa sama w sobie wysycha i robi się bezużyteczna bardzo szybko, więc można pracować tylko na małych kawałkach masy, reszta musi być szczelnie zawinięta. Drugim dosyć poważnym haczykiem jest to, że nie wolno takiej masy kłaść bezpośrednio na kremie. Dodatek Gum Pasty powoduje, że bardzo widowiskowo i ekstremalnie szybko po położeniu na krem cała dekoracja się rozpływa...potrzebna jest izolacja ze "zwykłej" masy cukrowej. Jakby co to do takich dekoracji można użyć gotowej masy cukrowej specjalnie do kwiatów (ma na opakowaniu narysowanego kwiatka lub nawet konkretną nazwę kwiatów jeśli jest to barwiona masa)-tylko niestety ona trochę kosztuje, więc przy torcie obsypanym kwiatami koszt nam wzrasta do jakiś kosmicznych rozmiarów.

  • Barwienie masy cukrowej można zrobić na kilka sposobów, tzn jest kilka rodzajów barwników. Ja zazwyczaj używam tych w żelu (z firmy Food Colours), ewentualnie w proszku. Te w proszku są bardziej wydajne, ale trudniej nimi stopniować nasycenie kolorem. Dlatego używam ich zazwyczaj gdy potrzebuję mocnych kolorów np. krwisto czerwonego, bardzo żółtego lub po prostu czarnego. Mają też jeszcze jeden minus...często zdarza mi się, że odrobina barwnika sypnie mi się nie tam gdzie trzeba np. na blat. A to są naprawdę bardzo wydajne barwniki i jeśli położę w tym miejscu masę to mam pewność, że cały kawałek się zaraz zabarwi. Barwniki w żelu to dobra inwestycja, chociaż słoiczek jednego koloru kosztuje ok. 10zł, więc to raczej zabawa z tych ciut droższych. Jednak wystarczają na całkiem sporą ilość zabarwionej masy. Przy używaniu barwników bardzo okazjonalnie można kupić zestaw kilku/kilkunastu kolorów tych w proszku, za kilkanaście złotych na allegro. Barwników w płynie nie polecam, bo za bardzo rozmiękczą masę. Dla eko-dekoratorów jest też dobra wiadomość, bo podobno można zrobić barwniki metodą chałupniczą z buraków, cebuli itp. Jeśli ktoś będzie silnie zainteresowany to wam zdobędę sprawdzony przepis na takie cuda.
Część z mojej kolekcji barwników...jak widać silnie eksploatowane są.

  • Żeby tort był pokryty równą warstwą masy należy rozwałkować sobie jak najcieńszy "placek" o średnicy kilka cm większej niż użyta tortownica (te kilka cm to wysokość tortu).  Taka masa musi być jednolita i bez dziur. Przyda się do tej pracy duży wałek i duży blat. Ja używam stolnicy sylikonowej lekko podsypanej cukrem pudrem, żeby nic nie przywarło. Zostały już wymyślone cudowne stolnice i wałki specjalnie do masy, których nie trzeba niczym traktować i nic nie przywiera, ale to spora inwestycja. Na pewno przy sporadycznie robionych dekoracjach z masy nie ma potrzeby ich zakupu. 
  • do klejenia ze sobą poszczególnych elementów dekoracji używam 3 rzeczy: wody, gliceryny i kremu maślanego. Woda znakomicie łączy ze sobą poszczególne elementy masy. Trzeba jednak pamiętać, że nie można jej użyć za dużo, żeby nam masa nie popłynęła-jedynie zwilżyć delikatnie. Woda sprawdza się również głównie przy dekoracjach świeżych, czyli na bieżąco przy ich robieniu. Przy dekoracjach, które już zaczęły lekko zasychać przydatna jest gliceryna (zawsze mam ją w swoim "zestawie naprawczym" gdy dostarczamy gdzieś tort a jakiś element jest niestabilny do końca). Przy większych elementach, np. gdy trzeba unieruchomić figurkę na torcie delikatnie od spodu smaruję ją kremem maślanym. Są również kleje spożywcze, ale ja ich nie używam w zasadzie.
  • przydatnych akcesoriów do tworzenia dekoracji jest całe mnóstwo. Jeśli ktoś polubi i zacznie się w to częściej bawić na pewno warto stopniowo się w nie zaopatrywać. Jeśli dekoracje mają być robione raz na ruski rok to można sobie odpuścić tę przyjemność. Narzędzie kulkowe, drezdeńskie czy inne, których nazw nie pamiętam raczej się wtedy nie przydadzą. Jeśli już zaczynamy zakupy to polecam kupić mały wałek, radełko z wymiennymi końcówkami oraz małe radełko (którego ja się niestety jeszcze nie dorobiłam i ciągle mi z tym źle), ostry nóż do używania również na naszej stolnicy, zestaw narzędzi do precyzyjniejszych dekoracji, packa cukiernicza (nawet nie wyobrażacie sobie ile ma ciekawych zastosowań przy masie cukrowej), długie linijki o różnej grubości (przydają się do odcinania kawałków masy na np. wstążki dookoła tortu), oraz wykrawaczki w przeróżnych kształtach (np. kwiatowe w różnych rozmiarach są świetne do robienia kwiatów 3d). Jest zapewne jeszcze całe mnóstwo narzędzi, których ja nie poznałam więc jak ktoś ma jeszcze jakieś ulubione narzędzia to chętnie przyjmę tę wiedzę. Acha...i oczywiście używam również wszystkiego co mi się nawinie pod rękę i uznam, że się przyda....wykałaczki o różnych długościach, kratka do studzenia (świetna jak potrzebuję nadać kształt małym kwiatuszkom), centymetr krawiecki, kieliszki wszelkich rozmiarów, itd.
Część z kolekcji akcesoriów do pracy z masą
Kilka wykrawaczek, których używam...fantastyczne są szczególnie te kwiatowe w różnych rozmiarach i literki z cyferkami.

  • Wyższy stopień wtajemniczenia dekoratorskiego stanowią płatki kwiatów pofalowane jak w naturze, cieniowanie masy, elementy z brokatem, figurki jak żywe czy inne cuda-wianki. W takim przypadki przydadzą się zapewne pędzelki, waciki, druciki florystyczne, gąbki florystyczne, miseczki z dziurką, specjalne barwniki itp. Przy zdobywaniu tego wyższego stopnia oprócz bardziej zaawansowanych narzędzi polecam również specjalne kursy. Ja już przerobiłam dwa w Akademii Tortownia, z tworzenia zwierzątek i z tworzenia róż. Ogrom wiedzy, ćwiczenia praktyczne i świetna atmosfera zdecydowanie warte są swojej ceny.

W różne akcesoria zaopatruję się głównie w dwóch sklepach: Tortowni i Pomocnikach Kuchennych. Oba, oprócz sklepów stacjonarnych, mają również sklepy internetowe, więc nie tylko Warszawiacy z nich korzystają. No i oczywiście można tam też kupić gotową masę cukrową jeśli ktoś stwierdzi, że jednak zagniatanie go za bardzo wkurza :)

Krótka piłka...tort z piłką do nogi i cała góra muffinków

$
0
0
 
Już raz zdarzyło mi się robić tort w kształcie piłki do nogi. Wtedy był to tort na komunię, tym razem pewien młody człowiek dostanie taki tort na swoje urodziny. Co prawda nie rozumiem absolutnie fascynacji małych chłopców piłkarzami i piłką, ale może ja się nie znam. W sumie to na pewno się nie znam i nie rozumiem małych chłopców...starszych też często nie rozumiem :)
Jakby nie było tort nam się całkiem przyjemnie robiło...nam, bo Miśko dzielnie pomagał, a Niedźwiadek radośnie cały czas kopał mamusię po żebrach i pęcherzu. Oprócz tortu zrobiliśmy jeszcze górę muffinów z budyniowym nadzieniem. Jeśli by ktoś chciał zrobić sobie takie same to przypominam, że przepis na muffiny z budyniową niespodzianką jest od dawna na blogu :)


323. Obłędne kruche ciasto z jabłkami i waniliową pianką

$
0
0
Jest taka przyjemna sieć dyskontów, która organizuje tygodnie tematyczne, ma ciekawe produkty, a przed różnymi świętami rozdaje kulinarne prezenty. Mi się jeszcze ta sieć kojarzy z praktykami studenckimi w Niemczech, bo tam zaopatrywaliśmy się w tanią Sangrię pitą hektolitrami (ależ się miało kiedyś zdrowie i mocną wątrobę).
Przed Bożym Narodzeniem można było zdobyć nóż szefa kuchni. Ponoć był to nawet całkiem dobry nóż. Ja niestety silnie się zbulwersowałam gdy pewna para na dobre kilkanaście minut zablokowała kasę, przy której stałam, bo odbierali swój nóż. Problem mieli ogromny czy wolą ten z rączką srebrną czy czarną. Problem to niebywały, od jego rozwiązania zależały losy świata i wynalezienia leku na raka, bezpłodność i ulewne deszcze w jednym. Mając w pamięci tą parę omijałam wtedy te dyskonty szerokim łukiem. 
Przed ostatnimi świętami Wielkanocnymi można było dostać całkiem zacną książkę kucharską. "Cukiernia Lidla" Pawła Małeckiego to zbiór różnych słodkich propozycji do zrobienia w domu. Miła dla oka szata graficzna, dużo (104) przepisów o różnorodnym stopniu trudności i w ogóle wszystko takie zachęcające. Nie dziwota, że lud oszalał na jej punkcie. Mój egzemplarz udało mi się zdobyć praktycznie na początku trwania całej akcji (uroki przeprowadzki i kupowania dużej ilości bardzo potrzebnych pierduł do nowego mieszkania), potem znowu omijałam Lidla szerokim łukiem.
Za to internety huczały informacjami o jakiś dantejskich scenach. Gdzieś zabrakło potrzebnych do szczęścia naklejek, gdzieś zabrakło książek do odbioru, ktoś porzucił zakupy za 400zł przy kasie przez brak tych cholernych naklejek, gdzieś się kierownik sklepu za mało wzruszył ciężkim losem klientów. Baaa...można było nawet na allegro kupić naklejki szczęścia za jakieś bajońskie sumy. Gdzieś wyczytałam nawet historię o kobitce, która pojechała do innego miasta w poszukiwaniu tej książki (ciekawe ile przy okazji wydała na paliwo :) ).
Nie powiem całkiem mnie te wszystkie historie ubawiły. Tym bardziej jeśli na oficjalnym fanpejdżu Lidla jest informacja, że wystarczyło napisać do nich i otrzymać książkę pocztą. A na allegro te książki hulają teraz po 10zł :) 
Na osłodę dla wszystkich zgnębionych brakiem książki Pawła Małeckiego, jeden z jego przepisów...tylko trochę zmodyfikowany przeze mnie. Ale za to efekt jak mówi Miśko "profeska, lepszy niż w najlepsiejszej cukierni". Będzie kruche ciasto z jabłkami i genialną waniliową pianką.

KRUCHE CIASTO Z JABŁKAMI I WANILIOWĄ PIANKĄ:
(do pieczenia używałam blaszki o wymiarach ok. 30x40cm)
CIASTO:
-2 szklanki mąki pszennej
-kostka zimnego masła
-2/3 szklanki cukru pudru
-6 żółtek
-2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
-3 czubate łyżeczki kakao
-szczypta soli

WANILIOWA PIANKA:
-6 białek
-3 opakowania budyniu waniliowego
-2/3 szklanki cukru
-pół kostki roztopionego masła
-sok z połówki cytryny
-duży chlust esencji waniliowej

-3-4 średniej wielkości jabłka
-duża szczypta cynamonu

1. Ze wszystkich, oprócz kakao, składników szybko zagniatamy kruche ciasto. Gdy będzie już elastyczne i nie klejące się do rąk dzielimy je na 2 części w proporcjach 1/4 i 3/4. Do tej większej części dodajemy kakao i dokładnie je zagniatamy. Gotowe ciasto zawijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na co najmniej godzinę. 

2. W czasie gdy ciasto się chłodzi przygotowujemy jabłka. Obieramy ze skórki kroimy na małe cząstki. Następnie dodajemy do nich cynamon i dokładnie mieszamy, żeby każda cząstka była nim pokryta.

3. Po schłodzeniu ciasto z kakao rozwałkowujemy na cienki placek o grubości ok. 0,5cm i przekładamy do przygotowanej blaszki. Wkładamy go do piekarnika rozgrzanego do 170st na 15 minut.

4. Gdy kruchy spód się piecze trzeba zrobić waniliową piankę. Białka ubić na sztywną pianę (można dodać do nich szczyptę soli). Następnie stopniowo dodawać do nich cukier, sok z cytryny oraz budynie waniliowe z esencją. Na koniec już ręcznie i delikatnie trzeba wmieszać przestudzone masło. Tak przygotowaną masę wylewamy na podpieczony kruchy spód. Na górze równomiernie rozsypujemy cząstki jabłek. Na jabłkach zaś, na tarce o grubych oczkach, ścieramy pozostałą część kruchego ciasta (tę bez kakao). Ciasto wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 180st na około 40-45 minut.

Po wyjęciu można posypać cukrem pudrem...ja nie zdążyłam, zanim się głodni ludzie do niego dobrali :)

*zamiast jabłek można użyć owoców które mamy akurat pod ręką, według mnie świetnie się sprawdzą wiśnie albo maliny.

SMACZNEGO!


324. Prosty makaron z pieczonymi pomidorkami i pikantną kiełbasą

$
0
0
Mieszkanie z rodzicami miało kilka niezaprzeczalnych zalet. Do nich zaliczało się np. to, że nie musiałam gotować codziennie tylko wtedy jak przyszła mi na to ochota. Gotować lubię na tyle, że ta ochota to mi przychodziła dosyć często, ale jednak człowiek nie czuł nad sobą żadnego przymusu. Gorzej już jest rządzić się w swoim własnym M. Tym bardziej, że Miś-cwaniaczek, jak się chce go zagonić na poważniejszą robotę do kuchni, to zawsze twierdzi "przecież ja nie umiem gotować, ty to zrobisz lepiej". Cwaniak warszawski jeden. Chociaż teraz mi pomaga, bo jednak ogromne brzuszysko lekko utrudnia normalne funkcjonowanie.
Królują więc w naszej kuchni obiady łatwe i proste do zrobienia, z dużą ilością warzyw i odrobiną mięsa. Staram się nie szaleć z ilością robionych makaronów, bo mnie Miśko straszy że sama się zaraz w kluchę zamienię. Poza tym ja bym mogła jeść makaron codziennie, a on nie koniecznie bo by się stał marudny. Ale jak już zrobiłam taki, gdzie mój naczelny krytyk kulinarny, mlaskał, brał dokładkę i w ogóle mruczał pod wąsem z zadowolenia to go uwieczniłam. Bo warto przepis na taki prosty makaron z pieczonymi pomidorkami i pikantną kiełbaską zapamiętać i i robić jak czasu mało, a głód doskwiera.

MAKARON Z PIECZONYMI POMIDORKAMI I PIKANTNĄ KIEŁBASĄ:
(proporcje nie są sztywne, ja wszystko wrzucałam jak popadnie na patelnię mając w myślach tylko nasze możliwości jedzeniowe, więc można dowolnie modyfikować)
-ok. 500g makaronu penne lub fusilli
-2 garści pomidorków koktajlowych (ok. 500g)
-2 garści fasolki szparagowej (mrożonej-bo szybciej, w sezonie można się bardziej pobawić) 
-1 duża cebula
-2-3 ząbki czosnku
-pęto pikantnej kiełbasy (Miśko sam robi i wędzi kiełbasy więc nasza była naprawdę ostra, jak ktoś nie ma takiego mistrza masarstwa pod ręką to niech użyje kiełbaski chorizo itp.)
-sól, pieprz, oliwa, trochę świeżej bazylii, ewentualnie trochę wędzonej słodkiej papryki
-trochę parmezanu

1. Pomidorki umyć i pokroić na połówki lub ćwiartki. Większość (kilka połówek zostawić) wrzucić do naczynia żaroodpornego, skropić oliwą, oprószyć solą i pieprzem i wstawić do piekarnika rozgrzanego do 170st, na około 15-20 minut. Powinny się ładnie pomarszczyć i intensywnie zacząć pachnieć, ale nadal utrzymać swój kształt. 

2. Cebulę posiekać w piórka. Zeszklić ją na dużej ilości oliwy, a następnie dodać zmiażdżone i posiekane ząbki czosnku. Po czosnku dodać pozostawione połówki pomidora i kiełbasę pokrojoną w cienkie plasterki. Gdy pomidorki na patelni się rozpadną dodać fasolkę i przykryć całość. Dusić pod przykryciem, aż fasolka lekko zmięknie, ale nadal będzie chrupiąca (tylko tyle, żeby nie zgrzytała w zębach lodem i była ciepła). Zdjąć całość z ognia i dodać upieczone pomidorki razem z całym sokiem, który zapewne puściły. Wymieszać całość i doprawić do smaku solą i pieprzem. Można dodać też trochę posiekanej świeżej bazylii jeśli mamy pod ręką.

3. W tak zwanym międzyczasie ugotować makaron al dente. Dodać go do mieszanki na patelni, razem z odrobiną (ok. 1/4-1/3-szkalnki) wody z gotowania i dokładnie wymieszać. Przełożyć do razu na talerze. Każdą porcję posypać obficie startym parmezanem. 

SMACZNEGO!


Najlepsze filmy klasy B o rekinach

$
0
0
Źródło: http://pijany-pogromca-rekinow.manifo.com/
Fascynacja Miśka rekinami przyniosła taki skutek, że zamiast siedzieć i planować podróż do RPA (jedyne miejsce na świecie gdzie rekiny wyskakują ponad powierzchnię wody), siedzę i studiuję program telewizyjny. Filmowcy są bardzo twórczy w tym temacie i poza kultowymi "Szczękami" powstało całe mnóstwo filmów z rekinami w roli głównej. Nie oszukujmy się...to nie są arcydzieła zasługujące na Oskara. Już prędzej na Złote maliny :) Jednocześnie te filmy są tak złe, że aż dobre i się je z przyjemnością ogląda. Zdecydowanie nie trzeba się wysilać przy nich, głowa odpoczywa, efektami nie trzeba się zachwycać bo zazwyczaj są lekko toporne, a intryga zachwyca finezyjnością i fantazją scenarzysty. No i nie można zapomnieć o bohaterach. Zazwyczaj jest jakaś blond cizia pożerana w bardzo widowiskowy sposób (sama wyglądając aktualnie jak brzuchaty wieloryb odczuwam jakąś mściwą satysfakcję w takim momencie).
Poniżej lista moich ulubionych szmirowatych filmów o rekinach. Zdecydowanie polecam na wieczorny seans w kinie domowym.


5. NOC REKINÓW 3D
Źródło: http://www.filmweb.pl/film/Noc+rekin%C3%B3w+3D-2011-576589
Co prawda Miśko nie był usatysfakcjonowany tym filmem, ale ja miałam ubaw po pachy. Grupa amerykańskich nastolatków wybiera się do domku na wyspie na jeziorze. Wokół mnóstwo wody, w której nie wiadomo skąd się wzięły rekiny, bo przecież w słodkich wodach być ich nie powinno. Do tego są to rekiny różnych gatunków, więc mamy tutaj nawet wątek dydaktyczny :) Jak dla mnie najpiękniejsza scena z filmu to moment kiedy młody narybek rekini zjada jedną z bohaterek i tak pięknie pokazane jest jak odgryzają jej malutkie kęski z ciała. Miodzio. Zdecydowanie można się pośmiać.


4. PIEKIELNA GŁĘBIA
Źródło: http://www.filmweb.pl/film/Piekielna+g%C5%82%C4%99bia-1999-750
 Tym razem walczymy z rekinami lekko zmodyfikowanymi genetycznie. Jest stacja badawcza na morzu, gdzie naukowcy usiłują znaleźć lek na chorobę Alzheimera. Mamy też, o dziwo, gwiazdy w obsadzie, bo jest Samuel L Jackson. Zresztą w bardzo gwiazdorski sposób zostaje on pożarty (ups, wygadałam się). I właśnie dla sceny gdy zostaje on zjedzony oraz dla drugiej gdzie kaznodzieja walczy za pomocą krzyża z rekinem warto obejrzeć ten film. Dodam tylko, że ta walka z krzyżem to tak dosłownie...z dziabaniem rekina krzyżem po oczach :)


3. W SZCZĘKACH REKINA
Źródło: http://www.filmweb.pl/film/W+szcz%C4%99kach+rekina+3D-2012-605826
 W tym filmie mamy prawie wszystko. Tak więc na początku jest sielankowo i kolorowo, a potem jest groźny bandyta psychopata, jest tsunami i są wygłodniałe rekiny. A to wszystko dzieje się w centrum handlowym. Nie chodźcie do hipermarketów, bo tam może być niebezpiecznie. Lepiej pójść na spacer do parku :)


2. ATAK REKINÓW: MEGALODON
Źródło: http://www.filmweb.pl/film/Atak+rekin%C3%B3w%3A+Megalodon-2002-4571
A to już jest jedna z moich perełek. Źli i podstępni przedsiębiorcy instalują na dnie oceanu światłowodowy kabel i przy okazji budzą do życia prehistoryczne rekiny. A dokładniej mówiąc małe rekiniątko i jego mamę. Już sam opis wywołuje uśmiech na twarzy. Jak jeszcze dorzuci się do tego rekina, który zżera motorówkę, a potem ciągnie przerażoną blondynkę na spadochronie (który był do tej motorówki podczepiony) to już w ogóle jest zabawnie. Biedna blondi. Kwintesencją zaś całego filmy jest gdy główny wredniak wpływa skuterem wprost w otwartą paszczę rekiniej mamy. Miała rację rekinica...też nie pozwolę skrzywdzić Niedźwiadka.


1. DWUGŁOWY REKIN ATAKUJE 
Źródło:http://www.filmweb.pl/film/Dwug%C5%82owy+rekin+atakuje-2012-632289
 Mój absolutny fawory, hit nad hity i wielka miłość od kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam. W jakimś opisie znalazłam zdanie, że taki tytuł zobowiązuje. I tak faktycznie jest. Grupa amerykańskich nastolatków (aż dziw jak ta grupa społeczna jest narażona na niebezpieczeństwa) razem ze swoim nauczycielem wybierają się na edukacyjny rejs. W trakcie wycieczki statek zostaje zaatakowany przez tytułowego dwugłowego rekina. Wiadomo, każda głowa musi jeść więc w dwukrotnie szybszym niż normalnie tempie zjadani są uczestnicy pechowej wyprawy. Do tego obie głowy tak pięknie jednocześnie potrząsają ofiarami. Smaczku całej historii dodaje fakt, że w pobliżu uszkodzonego statku jest wysepka, na której część z bohaterów się schroniła. Tylko, że....wysepka zaczyna tonąć i jej obszar dramatycznie szybko się zmniejsza. Nie wiem kto to wymyślił, ani co przy okazji spożywał, ale fantazją to się wykazał iście ułańską.
No i moja ulubiona scena, chociaż bez rekinów. Blond piękność z wielkim biustem oznajmia raźnym głosem "mój ojciec był spawaczem, więc wiem jak się spawa, naprawię statek". No cóż... ja tam od ojca swojego nie przejęłam umiejętności spawania i sama bym się nie wychylała do naprawiania statku. Ona też nie powinna, bo ją jedna z głów rekina zeżarła.



To tylko mikry ułamek tego co zostało już nakręcone. Są też takie hity z satelity jak Sharknando o rekinach porwanych przez tornado i zjadających wszystko po drodze. Powstał też film o arktycznych rekinach, o rekinach cycko-jadach, rekinach skrzyżowanych z ośmiornicą i wiele innych silnie przerażąjących. Jest w czym wybierać. 
A ja z niecierpliwością czekam na premierę filmu "Sky sharks" o zmutowanych, prehistorycznych, latających rekinach zombie służących nazistom w czasie II wojny światowej...to na pewno będzie piękny film.

325. Dietetyczny deser z kiwi i kaszy jaglanej dla ciężarnej

$
0
0
Już za chwilkę już za momencik zacznie się ogólna panika przed wakacjami. Panika na temat tego jak się człowiek zaprezentuje w stroju kąpielowym. Bo taki człowiek chciałby prezentować się pięknie, że aż oko bieleje i cała płeć przeciwna ściele się u stóp. Niestety często po zimie człowiek ma tyle zapasów i wdzięcznych oponek na ciele, że prezentuje się raczej jak ludzik Michelin niż piękna Afrodyta. 
Wychodząc na przeciw tej części populacji, która postanowiła się odchudzać, oraz tej części która jest w fazie matki polki ciężarowej i ma w głębokim poważaniu swój wygląd w bikini ale za to się ma zdrowo bardzo odżywiać, proponuję wybitnie zdrowy deser z kiwi i kaszy jaglanej. Jest tak zdrowy, że aż może człowieka oszołomić. Zero w nim cukru, jedyna słodycz jest z banana. A do tego na upały też jest całkiem przyjemnym rozwiązaniem bo kwaskowate kwi orzeźwia mocno. Tak więc tego...polecam ciężarnym i tym walczącym o lepsze jutro...znaczy linię :)

DESER Z KIWI I KASZY JAGLANEJ:
(proporcje na 2 całkiem spore desery lub 3 średniej wielkości)
 -pół szklanki kaszy jaglanej
-2 duże dojrzałe banany
-4-5 kiwi
-trochę esencji waniliowej, szczypta cynamonu, szczypta soli
-kilka łyżeczek jogurtu greckiego 

1. Ugotować kaszę jaglaną ze szczyptą (bardzo małą) soli. Ja ją gotowałam w mleku, ale dla większej zdrowotności i dietetyczności można w wodzie. Ostudzić i zmiksować na gładko z bananami, cynamonem i esencją waniliową.

2. Kiwi obrać ze skóry i dokładnie zmiksować na gładki mus. 

3. W pucharkach, czy co tam mamy za naczynia pod ręką, układać naprzemiennie warstwy kaszy jaglanej z bananami i musu z kiwi. Ostatnią warstwą powinno być kiwi. Na wierzchu kiwi położyć czubatą łyżkę jogurtu greckiego. Całość wstawić do lodówki na co najmniej kilka godzin, żeby się dobrze schłodziło. 

SMACZNEGO!


Tort samolot, prawie że linii WizzAir

$
0
0
Ostatnio robiłam tort dla miłośnika podróży...szczególnie lubiącego samoloty linii Wizz Air :) Przyznaję się bez bicia, że ten mój tortowy samolot bardziej mi przypomina prom kosmiczny Apollo. Na szczęście z pewnego źródła wiem, że jubilatowi się bardzo podobał tort nowej linii...AndrewAir.

Z pamiętnika ciężarnej: co się stanie jeśli moje dziecko nie będzie geniuszem

$
0
0
Źródło:http://dzieci.pl/gid,13987785,img,13987962,kat,1024263,title,Dziecko-wybitnie-uzdolnione,galeria.html?smgputicaid=614c60

Doszliśmy już do takiego etapu ciąży, że w zasadzie Niedźwiadka można się spodziewać w każdej chwili. Już nawet zaliczyliśmy panikę pt. "o matko! to chyba już!" i prawie że się do szpitala wybieraliśmy. 
Coraz częściej się zastanawiam (Miśko zapewne też) jaki też ten nasz Niedźwiadek będzie. Przede wszystkim czy będzie chłopcem czy dziewczynką, ale też jaki będzie miał charakter, po kim odziedziczy poszczególne cechy i co będzie lubił. Wiadomo, że ja bym chciała żeby go czasem coś przyciągnęło do kuchni i żeby mi pomagał. Miśkosław z kolei już coś przebąkuje, że czeka tylko na moment kiedy będzie zabierał naszą latorośl na sesje grzebania przy Hondzi. Aaaa...i najlepiej żeby pierwsze słowo, które Niedźwiadek wypowie brzmiało "HONDA".

No cóż, jeśli jednak ani kuchnia ani motoryzacja nie będą dla naszego małego Misia pociągające to się mówi trudno. Grunt żeby był szczęśliwy. Chciałabym dla Niedźwiadka jak najlepiej, ale nie mam aspiracji żeby został geniuszem. Trochę przeraża mnie pęd ku ułatwianiu dziecku startu w dorosłość i przyszłej kariery. Bo to ułatwianie zaczyna się już od maleńkości. 

Zaczynając od etapu ciąży można już stymulować naszego gagatka w brzuchu. Można mu puszczać muzykę klasyczną, żeby sobie posłuchał i mu się słuch lepiej rozwijał. Ba, wyczytałam nawet, że są specjalne płyty z utworami, które należy puszczać od 23 tygodnia ciąży i kontynuować jeszcze po porodzie. Ponoć wtedy kształtujemy gust muzyczny i jeszcze dzięki temu nasze dziecko ma być spokojniejsze (wiadomo musi ogarniać różnice między Bachem i Wagnerem jak już dostanie się do renomowanego liceum). No cóż....przy naszych charakterach i tak nie mamy szans na grzecznego Niedźwiadka. Więc jak już przeczytałam rewelacje i zachwyty nad płytami dla maluchów w brzuchu, to sama zaserwowałam naszemu maluchowi mieszankę wybuchową od mamusi....Luxtorpeda, Dżem, AC/DC i jeszcze trochę klawej muzyki czyli Szwagierkolaska. Też mu kształtuję gust muzyczny, tyle że podobny do naszego, a nie jakiś wydumany.

 Jak już dojdziemy do etapu posiadania dziecka, to absolutnie nie należy przerywać stymulacji. Należy nawet zwiększyć częstotliwość naszych zabiegów. Może dzięki temu bobas usiądzie 3 dni wcześniej, a pierwsze słowo powie o tydzień wcześniej niż gdyby go nie stymulować. 
Kupując książki do biblioteczki Niedźwiadka (bo akurat czytanie nawet małemu maluchowi uważam za wartościowe bardzo) natknęłam się na książeczki z czarno-białymi malunkami dla noworodków. Bo ponoć stymulują wzrok i się lepiej taki malec skupia na jednym kontrastowym punkcie. Hm....może przez to, że w maleńkości nikt mi takich książeczek nie pokazywał wzrok mam teraz nie najlepszy...ewentualnie to już się starość zaczyna. Za książeczki dla noworodków ja podziękuję bardzo. W ramach czarnych obrazków Niedźwiadek będzie miał czarną kotką do oglądania. Myślę, że Zołza zdecydowanie bardziej go zastymuluje niż jakieś obrazki. 

Im dalej w las tym jest, według mnie, gorzej. Cała masa zabawek, które mają pomagać i wspomagać funkcje poznawcze. Jakiś czas temu chciałam kupić zabawkę dla mojego małego bratanka...dostałam oczopląsu stojąc przed półką z zabawkami dla dzieci z przedziału 6-12 miesięcy. Wszystkie te zabawki mają czegoś nauczyć takiego małego człowieka. Nawet miś wyglądający dosyć zwyczajnie gadał i śpiewał w różnych językach, w zależności którą łapkę się naciśnie. Niech się gówniarz uczy języków obcych od małego. Przecież jak nie będzie znał angielskiego, francuskiego, niemieckiego i jeszcze chińskiego to sobie w życiu nie poradzi. Najlepiej jeszcze zatrudnię nianię gadającą w kilku językach, bo ja to może mam akcent nie najlepszy, więc lepiej żeby nie nabrał złych nawyków przy mówieniu.
Zajęć dla maluchów też jest od groma i ciut-ciut. Wszystkie mają pomóc dziecku, żeby łatwiej się w przyszłości mogło wyrażać przez muzykę, śpiew, malowanie, taniec albo puszczanie baniek mydlanych. I jeszcze rozwijamy ich umiejętności interpersonalne (bardzo ważne w każdej pracy o którą się będą starać za 20 albo więcej lat) gdy spotykają się z innymi dziećmi. No cóż...mam to niebywałe szczęście, że Niedźwiadek będzie otoczony całą gromadką rodzeństwa ciotecznego praktycznie w tym samym wieku. Nie będziemy musieli chodzić specjalnie na jakieś zajęcia, żeby zobaczył inne dzieci. A jak będzie chciał się rozwijać w jakimkolwiek kierunku to obstawiam, że jednak zdążymy to wyłapać, nie musimy go od maleńkości na specjalne zajęcia ciągnąć. 

Z lekkim niepokojem myślę też już o zajęciach dodatkowych dla przedszkolaków i dzieciaków w wieku szkolnym, bo to już jest totalny kosmos. Zgodnie z obowiązującymi standardami taki biedny dzieciak to powinien mieć każdy dzień wypełniony jakimiś korepetycjami, zajęciami sportowymi albo innymi dziwnymi rzeczami jak rozwiązywanie krzyżówek na czas. Rany! A kiedy można sobie poleżeć do góry brzuchem. 

Powiem jedno. Nie wiem czy mi nie odbije jak już Niedźwiadek się pojawi na świecie. Może też będę szalała i starała się ciągle stymulować i rozwijać malucha. Mam jednak nadzieję, że aż tak się nie zmienię, bo na dzień dzisiejszy uważam, że noworodkowi i niemowlakowi potrzeba przede wszystkim obecności i miłości rodziców, a nie ciągłych zabiegów żeby się szybciej i szybciej rozwijał. Niech rozwija się w swoim tempie. A jak podrośnie to nie wszystkie nasze zabawy muszą być takie koniecznie mądre, bo czasem fajnie się powygłupiać, albo chociaż ponudzić się i poleżeć do góry brzuchem. Jak moje dziecko nie będzie geniuszem, to nie będę się chlastać ani rwać włosów z głowy. W szkole nie musi mieć samych 5 i testów nie musi rozwiązywać na 100%, bo ja sama mam bardzo brzydkie zdanie o testach w szkole. 
Dla mnie i tak Niedźwiadek będzie najmądrzejszym i najpiękniejszym dzieckiem...a jak ktoś będzie miał inne zdanie na ten temat to już może się mnie bać. Mama Niedźwiedzica się we mnie obudzi :)


Źródło: http://www.boredpanda.com/bear-cubs-photography-parenting/

326. Pieczone buraki, ser feta i kasza bulgur w sałatce

$
0
0
Tak to już dziś...Wielkie otwarcie sezonu grillowego. Rodacy tłumnie ruszają na majówkowe wyjazdy, albo już na nich są, bo zdecydowali się postać w korkach we wczorajsze popołudnie (zaskoczył mnie widok zakorkowanej Trasy Łazienkowskiej wiodącej do spalonego mostu-w sensie korki były wszędzie). Nawet taki grubasek jak ja ma zamiar ruszyć swoje ciężarowe jestestwo z posad i wyjechać za miasto. Chociaż powiem szczerze, że patrząc za okno to jakoś tak pogoda mnie silnie nie zachęca do aktywności. Raczej do zakopania się pod kocykiem z talerzem czegoś dobrego do jedzenia. W ramach tego czegoś dobrego to proponuję sałatkę z pieczonego buraka i kaszy bulgur. Pierwotny przepis znalazłam tutaj, ale oczywiście dodałam co nieco od siebie i zmieniłam lekko. Rodzinie smakowało bardzo, a Miśko mruczy że chce więcej. To co mi innego zostało. Chłopa trzeba nakarmić. A taka sałatka na grilla też się przyda jako miły przerywnik między mięsiwami.

PIECZONE BURAKI, SER FETA I KASZA BULGUR W SAŁATCE:
-pół szklanki kaszy bulgur
-2 średniej wielkości buraki
-pół selera
-korzeń pietruszki i natka pietruszki
-ser typu feta (200g)
-garść pestek dynii
-trochę natki kolendry
-sok z połówki cytryny
-sól, pieprz, oliwa

1. Buraki umyć dokładnie, obciąć im dupkę i czubek. Oprószyć solą i pieprzem i skropić oliwą. Tak przygotowanego buraka zawinąć dokładnie w folię aluminiową. Podobnie przygotować selera i pietruszkę. Warzywa piec w piekarniku rozgrzanym do 180st, przez około 30-40 minut, aż zmiękną.
Jakby co to zapewne też można je na grillu upiec. Tylko trzeba pamiętać, żeby przekręcać je co jakiś czas żeby się równomiernie upiekły.

2. Ugotować kaszę bulgur (ja do swojej dodałam pod koniec gotowania trochę kuminu jeszcze).

3. Pokruszyć ser, posiekać natkę pietruszki i kolendry, pokroić we w miarę drobną kostkę upieczone warzywa. Wymieszać to wszystko razem z kaszą i pestkami dyni (pestki polecam wcześniej uprażyć na suchej patelni). Skropić wszystko oliwą i sokiem z cytryny. Doprawić solą i pieprzem i odłożyć na chwilę żeby się całość przegryzła.

SMACZNEGO!

327. Pizzerinki, czyli ślimaczki z ciasta drożdżowego z nadzieniem do pizzy

$
0
0
Końcówka mojej ciąży przebiega pod znakiem ciasta drożdżowego i różnego rodzaju bułeczek. W kuchni panuje szeroko pojęta demokracja, tak więc są wypieki zarówno te słodkie jak i te wytrawne. Wśród tych wytrawnych niepodzielnie królują małe bułeczki z nadzieniem jak do pizzy, pizzerinki. Jako, że Miśko jest (nie bójmy się tego określenia) pizzoholikiem, to od kiedy zrobiłam je pierwszy raz to teraz co najmniej raz w tygodniu zwijam te ślimaczki. Jakoś tak łatwiej mi zrobić małe pizzerinki niż jedną dużą pizzę. Poza tym są bardziej poręczne i można zabrać je ze sobą na wycieczkę, spacer albo spotkanie towarzyskie. No i wrzucić do środka można praktycznie wszystko co jest w lodówce. Potrzeba tylko trochę dobrego sosu pomidorowego i odrobina sera, a reszta to już kwestia wyobraźni...ewentualnie zawartości lodówki.

PIZZERINKI, ŚLIMACZKI Z CIASTA DROŻDŻOWEGO Z NADZIENIEM DO PIZZY:
CIASTO:
-ok. 400g mąki pszennej
-1 jajko
-0,5 kostki roztopionego masła
-duża szczypta soli
-zaczyn drożdżowy (ok. 3/4 szklanki mleka, łyżeczka cukru, 1/3 opakowania świeżych drożdży)

NADZIENIE:
-garść czarnych oliwek
-kilka plastrów salami
-garść świeżej bazyli
-trochę ulubionego sera 

1.Przygotować zaczyn drożdżowy, czyli delikatnie podgrzać (nie gotować!) mleko, dodać do niego cukier i pokruszone drożdże. Odstawić całość w ciepłe miejsce na kilka minut, żeby drożdże zaczęły pracować.

2. Wymieszać ze sobą mąkę, sól i jajko. Wyrabiać całość rękoma i dodać zaczyn drożdżowy. Na koniec, nie przerywając wyrabiana dodać roztopione i przestudzone masło. Całość powinna być bardzo elastyczna i miękka. Jak już skończymy wyrabiać ciasto odstawiamy je w ciepłe miejsce na co najmniej pół godziny, aż powiększy swoją objętość.

3. Gotowe, wyrośnięte ciasto trzeba rozwałkować na grubość ok. 0,5 cm. Wałkujemy tak, żeby powstał prostokąt (ok. 20x45cm). Na prostokącie równomiernie rozsmarowujemy sos pomidorowy, zostawiając tylko ok. 2 cm wolnego ciasta wzdłuż jednego z dłuższych boków. Następnie równomiernie rozkładamy wszystkie dodatki, a potem zwijamy roladę pizzową taką żeby wolny od sosu brzeg zamykał całość. Można posmarować ciasto lekko wodą, żeby się łatwiej skleiło. Tak przygotowaną roladę kroimy na niezbyt grube plastry (ok. 1-1,5cm). Układamy je na blaszce, zostawiając spore odległości między każdą bułeczką. Na wierzchu każdej pizzerinki układamy trochę ulubionego sera-świetnie sprawdzają się różne rodzaje startego żółtego sera, ser pleśniowy, mozzarella oraz feta (wszystko już przetestowaliśmy :) ). Blaszkę jeszcze odstawiamy na kolejne 10 minut w ciepłe miejsce, w tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 180st. Pizzerinki pieczemy przez 10-15 minut, aż się zarumienią, a ser na wierzchu się rozpuści.
I już gotowe...można spakować i zabrać na piknik lub spacer :)

SMACZNEGO


328. Klasyczna lemoniada na urodziny

$
0
0
Dziś taki miły dzień. Rzekłabym nawet, że to najfajniejszy dzień w roku. W sensie, jakby jeszcze ktoś się nie domyślił, są moje urodziny. Toastu za zdrowie i łatwość porodu żadnymi napojami wyskokowymi wypić nie mogę. Jednak zamiast alkoholu i procentów mam smaczniejsze bąbelki. Bardzo orzeźwiająca, klasyczna lemoniada z cytryn i mięty. Łatwo zrobić takie dobre piciu. Jak ma się super-wypasiony-czaderski słoik to można też zabrać ze sobą lemoniadę na spacer. Na nadchodzące lato to będzie idealny napój. Nic tylko robić i pić...a w międzyczasie można podgryzać wiosenne ciasto drożdżowe z rabarbarem, truskawkami i migdałami (niedługo na blogu będzie przepis na takie cudo). 

KLASYCZNA LEMONIADA:
(proporcje moje ulubione na spory dzbanek)
-2-3 cytryny
-garść liści świeżej mięty
-schłodzona gazowana woda mineralna
-2-3 łyżki syropu cukrowego* lub miodu
-dużo lodu

Wykonanie jest banalnie proste. Cytryny trzeba sparzyć i umyć dokładnie. Wycisnąć z nich sok (można zostawić kilka plasterków do dekoracji). Wlać sok do dzbanka, dodać liście mięty oraz syrop cukrowy. Dolać trochę wody i dokładnie całość zamieszać. Wsypać kostki lodu i dopełnić do końca dzbanek wodą mineralną.

*syrop cukrowy, czyli roztwór nasycony (chemia się kłania) wody i cukru-robi się banalnie prosto bo do wrzątku wsypujemy cukier i ciągle mieszamy, jak przestanie się rozpuszczać to przestajemy wsypywać. Łatwiej się nim słodzi nim zwykłym cukrem, bo przynajmniej nie zostają grudki.

SMACZNEGO!

Gadżety absolutnie niezbędne w (mojej) kuchni

$
0
0
Chociaż uwielbiam wszelkiego rodzaju gadżety kuchenne i zbieram je wręcz maniacko, to mam też pełną świadomość, że część z nich mogłabym sobie odpuścić. Część kupiłam lub zdobywałam w inny sposób, ale finalnie lądują w szufladzie rzadko kiedy używane. Jest też część, do której być może początkowo byłam sceptycznie nastawiona, ale teraz nie wyobrażam sobie kuchennego życia bez nich. Ot takie moje kuchenne "must have". To tylko kilka gadżetów, a naprawdę ułatwiają i umilają życie w kuchni.

RÓZGA
Kiedyś myślałam, że taka rózga to w zasadzie zwykła trzepaczka, ale rózga to turbo-trzepaczka według mnie. Piany z białek i tak już zazwyczaj ręcznie nie ubijam, ale za to wszelkie sosy, kremy, ciasta i inne grudkowate klajstry znakomicie ogarnia. Grudki nie mają szans w zestawieniu z tym magicznym gadżetem, więc polecam szczerze. Jak widać posiadam nawet dwie sztuki, żeby w strategicznych momentach na dwie ręce kręcić kremy.


WAGA KUCHENNA
 Zasadniczo nie lubię aptecznego gotowania i odmierzania wszystkiego co do grama. Zdecydowanie bardziej wolę przeliczać wszystko na szklanki, łyżki, albo nawet chlusty :) Ciasta też piekę "na oko" chociaż podobno w cukiernictwie liczy się precyzja. Waga przydaje się jednak w tym momencie mojego radosnego, błogosławionego życia...czyli w ciąży. Bo czasem muszę dokładnie wyliczyć ile np. płynów wypiłam w ciągu dnia, czyli przeliczyć ile dokładnie ml pojemności ma akurat ta szklaneczka soku albo kubek kawy. Miśko z kolei przy pieczeniu chleba chwali sobie to malutkie urządzenie. Przydaje się również jeśli chcemy zrobić ciasto z mniejszych proporcji niż jest w przepisie. W ogóle odkryłam ostatnio że przydaje się często.

ZAGNIATACZ DO KRUCHEGO CIASTA
A to jest w ogóle odkrycie stulecia. Nie mam pojęcia jaka jest fachowa nazwa tego niepozornego gadżetu, ale służy on do zagniatania kruchego ciasta. Genialne w swej prostocie, pozwala zapobiec nadmiernemu ogrzewaniu się masła i w ogóle całego ciasta podczas zagniatania. Do tego nie wiedzieć czemu gadżet ten jest na tyle atrakcyjny dla wszystkich, że nawet mój ukochany mężczyzna rwie się do zagniatania ciasta za pomocą tego zagniatacza. Jednym słowem ja się męczyć nie muszę...same korzyści i ciasto wychodzi kruche jak trzeba.
A i jeszcze jak trzeba do dobrze pomidory zgniecie na miazgę i pieczarki posieka :)


SYLIKONOWE ŁOPATKI DO CIASTA
Kiedyś się zastanawiałam po co kupować takie łopatki i w czym one są niby lepsze od zwykłej łyżki. Teraz już wiem. Genialnie można przy ich pomocy wyskrobać całe ciasto z miski lub inne półpłynne klajstry. Gorzej, że w takiej misce po cieście nie zostaje już nic do wylizania dla łakomczuchów. 
Takie łopatki sprawdzą się również kiedy trzeba naleśniki na drugą stronę odwrócić na patelni albo zamieszać coś w garnku. Jak zwykle potrzeba matką wynalazku i różne już zastosowania znaleźliśmy dla nich. 
Poza sylikonowymi łopatkami posiadam jeszcze mnóstwo innych sylikonowych gadżetów w kuchni. Ogólnie jestem ich wielką fanką. Polecam wszelkie foremki, wałki, stolnice, durszlaki, przenośne miski itp.


DOMOWY ZESTAW DO PARZENIA KAWY
Już raz o tym pisałam, że nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez kawy, a co za tym idzie bez mojej kawiarki w której ją zaparzam. Tak jak pisałam poście co zapakować do walizki, zabieram ją często w podróż. Niedawno do kawiarki, w ramach akcesoriów koniecznych mi do szczęścia, dołączył spieniacz do mleka i ulubiony kubek ze sfochowanym misiaczkiem. Jeszcze dodałabym kilka syropów smakowych i młynek z wanilią i cynamonem. No cóż...kawa jest taka jaką lubię najbardziej, a że walizka czasem ciężka przez to wszystko to mówi się trudno.

BLENDER Z RÓŻNYMI DODATKAMI
A to już najnowszy nabytek a naszej kuchni. Stary blender nie wytrzymał próby czasu, a tu za chwilę będzie trzeba ogarniać jakieś przeciery i zupki dla Niedźwiadka. Postanowiliśmy z Miśkiem zainwestować w trochę bardziej wypasiony blender i w ten sposób wybór padł na Braun Multiquick7. Oprócz tego, że jest blenderem można podłączyć końcówkę z trzepaczką, albo podłączyć do misy gdzie możemy różne ciekawe wkładki wykorzystać. Są więc tarki o różnych grubościach, końcówka do plasterkowania, końcówka do zagniatania ciasta (!) i siekacz, który może zastąpić nam np. maszynkę do mięsa. Jednym słowem jest świetny i co chwila go wykorzystujemy do kręcenia kremów, ciast, siekania mięsa, cebuli, przygotowywania sosów czy sałatek albo past kanapkowych. Polecam z czystym sumieniem.

329. Wiosenne ciasto drożdżowe z rabarbarem i truskawkami

$
0
0
Jak już kiedyś wspominałam, ciasto drożdżowe jest w mojej kuchni hitem ostatniego miesiąca. Po bułeczkach z różnymi owocami, chałkach i pizzerinkach przyszedł czas na ciasto drożdżowe takie bardziej klasyczne. Ciasto drożdżowe było bardzo wiosenne i kolorowe z rabarbarem i truskawkami, a na wierzchu zamiast klasycznej kruszonki były płatki migdałów. Pachniało w całym domu...przez ten krótki dosyć moment dopóki ciasto nie zostało zjedzone :) 


CIASTO DROŻDŻOWE Z RABARBAREM I TRUSKAWKAMI:
(proporcje przewidziane są na blachę wielkości ok. 30x40cm)
-zaczyn drożdżowy (30g świeżych drożdży+szklanka ciepłego mleka+łyżeczka cukru)
-ok. 400g mąki pszennej
-3-4 łyżki cukru
-3 jajka
-pół kostki rozpuszczonego masła
-skórka z połówki cytryny
-3-4 łodygi rabarbaru
-garść lub dwie truskawek
-trochę cukru pudru
-trochę płatków migdałów

1. Przygotować zaczyn drożdżowy, czyli podgrzać (absolutnie nie gotować) mleko. Wsypać cukier i pokruszyć drożdże. Odstawić całość na kilkanaście minut w ciepłe miejsce, aż zaczyn zacznie pracować.

2.Do dużej miski wsypać mąkę, cukier, dodać jajka, skórkę z cytryny. Dolać zaczyn drożdżowy i zacząć całość wyrabiać. Na koniec, cały czas wyrabiając ciasto, dolać wystudzone masło. Całość finalnie powinna mieć konsystencję dosyć lejącą, takiej mniej-więcej gęstości jak śmietana. Odstawić ciasto do wyrośnięcia w ciepłe miejsce, na co najmniej pół godziny.

3. Przygotować sobie owoce. Rabarbar obrać i pokroić w plasterki, truskawki umyć i odszypułkować. Jeśli są duże pokroić je na mniejsze cząstki. Wyrośnięte ciasto wylać na przygotowaną blaszkę. Na wierzch w miarę równomiernie rozsypać owoce. Wierzch ciasto posypać równomiernie odrobiną cukru pudru i na koniec płatkami migdałowymi. Tak przygotowane ciasto wstawić do piekarnika rozgrzanego do 170st na około 30-40 minut, aż się zarumieni i będzie suche w środku.

SMACZNEGO!

A tymczasem posilając się kawałkiem ciasta...pakuję się i Niedźwiadka do szpitala. W najbliższym czasie może pojawić się cisza na blogu spowodowana tą naszą małą rewolucją :)

330. Razowa tarta z brokułami i serem pleśniowym

$
0
0
Pomimo poniedziałkowej lekkiej paniki, jeszcze jesteśmy w dwupaku z Niedźwiadkiem. Jeszcze się toczę okrąglutka jak balonik. I jeszcze mam czas żeby robić różne wymyślne obiadki. Wymyślne są dlatego, że niestety z tradycyjnymi przepisami mam trochę na bakier. Miśko raczej rzadko kiedy ma okazję jadać kotleciora z ziemniorami w moim wykonaniu. Jeśli mu brakuje takich specjałów to zawsze może iść na obiad do mamy swojej...albo mojej. 
U mnie na obiad może dostać wynalazek jakiś, np. taki jak razowa tarta z brokułami i serem pleśniowym. Lekko się obawiałam czy tarta wyjdzie dobra, a przede wszystkim czy jest odpowiednia na obiad. No wiecie, chłopa trzeba karmić, a jak wróci z pracy to lepiej mu nie dawać sałaty albo innych popierdułek tylko coś konkretnego. O dziwo ta razowa tarta spełnia wszystkie obiadowe oczekiwania, bo jest naprawdę bardzo sycąca. Za rekomendację jej smaku niech posłuży fakt, że w przeciągu ostatnich kilku dni robiłam ją już dwa razy. I ciągle słyszę jakieś ciche Misiowe pomruki, że może jeszcze raz by ją zrobić zanim się udam na z góry zaplanowane pozycje w szpitalu.

 RAZOWA TARTA Z BROKUŁAMI I SEREM PLEŚNIOWYM:
(z podanych proporcji zrobiłam tartę w tortownicy o średnicy ok. 26cm)
CIASTO:
-ok. 400g mąki (pół na pół zwykła pszenna i żytnia razowa)
-3/4 kostki masła (schłodzone)
-3 łyżki jogurtu greckiego
-1 jajko
-duża szczypta soli
-ewentualnie zioła np. suszone oregano, czarnuszka, rozmaryn, papryka

FARSZ Z BROKUŁAMI:
-duży brokuł 
-kawałek (ok. 150g) łagodnego żółtego sera np. Gouda, Edam
-kawałek (ok. 150g) wyrazistego sera z niebieską pleśnią np. Gorgonzola, Saint Agur, Roquefort
-3 jajka
-3 łyżki jogurtu greckiego
-garść świeżego tymianku, papryka wędzona, sól, pieprz
-dla mięsożerców kilka plastrów wędzonego boczku

1. Z podanych składników zagnieść elastyczne ciasto. Jeśli zajdzie potrzeba dodać odrobinę mąki (gdy będzie za mokre) lub trochę jogurtu (gdy będzie za suche). Można dodać do ciasta trochę ziół, ale nie jest to konieczne. Gotowe ciasto włożyć do lodówki na pół godziny. Po tym czasie rozwałkować ciasto na grubość ok. 0,5 cm i przełożyć do przygotowanej foremki. Na wierzch ciasta położyć kawałek pergaminu lub papieru do pieczenia i obciążyć je grochem lub ryżem żeby nie wyrosło za bardzo. Tak przygotowane wstawić do piekarnika rozgrzanego do 170st na około 10 minut.

2. W czasie chłodzenia się ciasta i jego podpiekania przygotować farsz. Brokuła umyć dokładnie i podzielić na różyczki. Sparzyć go we wrzątku. Ser żółty zetrzeć na tarce, wymieszać go z jajkami, jogurtem, przyprawami i ewentualnie pokrojonym w drobną kostkę boczkiem. 

3. Na podpieczony spód tarty wyłożyć różyczki brokuła. Zlać całość równomiernie masą serowo-jajeczną. Na wierzchu pokruszyć ser pleśniowy. Tak przygotowaną tartę brokułową wstawić do piekarnika (ciągle w temp. ok. 170st), na mniej-więcej 30 minut. Gdy zacznie mocno pachnieć i masa mocno zgęstnieje to znaczy, że już tarta jest gotowa.

SMACZNEGO!

Ponad 4kg szczęścia w pakiecie z morzem oksytocyny

$
0
0
No i stało się! Wreszcie, dokładnie tydzień temu, rozpakowaliśmy naszą pamiątkę z wakacji w Alpach:) 
Niedźwiadek okazał się być misiową panienką Lucynką, o jakże misiowych rozmiarach przy urodzeniu (61cm długości i 4375g wagi).
Chociaż coś podejrzewałam, że burza hormonów może nieco namieszać w moim światopoglądzie to nie sądziłam, że aż tak można się rozczulać na widok małego bobasa. Bo nasz bobas jest najpiękniejszy i najwspanialszy na świecie. I nie ma opcji żebym zmieniła zdanie. 
Lucynka na szczęście jest na tyle grzeczną dziewczynką (to na pewno po mamusi), że cisza i przerwy na blogu może nie będą trwały jakoś wybitnie długo. Ale jednak pojawić się mogą, więc proszę o nieco cierpliwości.


331. Ciasteczka bajaderki od wielce perfekcyjnej pani domu

$
0
0
Jak tylko zmienił się mój status z matki polki ciężarowej na pełnoprawną matkę polkę misiową, postanowiłam jednocześnie zyskać tytuł Perfekcyjnej Pani Domu. Od tej chwili mój bobas będzie uśmiechnięty jak w reklamie, dom będzie lśnił czystością że nie tylko biała rękawiczka ale i białe kalesony i skarpety mu nie straszne, a na Miśkosława zawsze będzie czekał dwudaniowy obiad i wypasiony deser. Nawet klozet będę myć zawsze perfekcyjnie umalowana i uczesana....nie no żarty. Lucynka jest bardzo grzeczna, ale i tak ogarniamy się powoli. Mieszkanie wygląda jak po przejściu tornada, a jedzenie oglądamy głównie wtedy jak rodzice nam dostarczą jakieś miłe słoiki i w ogóle ktoś przypomni, że zjeść coś trzeba. Te bajaderki powstały zanim Lucy pojawiła się po tej stronie brzucha. Ale Perfekcyjna Pani Domu pochwaliłaby na pewno przepis na te bajaderki, bo dzięki nim nie zmarnuje się żaden okruszek zeschniętego ciasta. Niestety czasem tak bywa, że się gdzieś jakoś zawieruszy kawałek drożdżowego ciacha, które po tygodniu może już tylko służyć do łamania zębów...a tak dzięki niemu można mieć małe bajaderki idealne do kawy.

BAJADERKI:
-ok. 200g ciastek np. biszkoptów lub herbatników, a najlepiej zeschniętego ciasta (drożdżowe, biszkopty czy inne ucierane zakalce)
-pół kostki masła
-pół szklanki mleka
-duży chlust esencji waniliowej i wiśniówki
-3-4 czubate łyżeczki kakao
-łyżka kremu czekoladowego (może być ten popularnej firmy albo inny)
-2-3 łyżki ulubionego dżemu (u mnie był akurat dżem figowy ale inne też się sprawdzą-polecam wiśniowy)
-garść płatków migdałowych, suszonej żurawiny lub innych ulubionych bakali
-ewentualnie trochę cukru jeśli ktoś lubi bardzo słodkie słodkości
-wiórki kokosowe do obtoczenia

1. Powiem tak....ja przepuściłam wszystko przez blender i powstała z tego w miarę gęsta masa, która wylądowała na kilka godzin w lodówce. Po tym czasie łatwiej jest formować małe kuleczki, które następnie obtaczamy w wiórkach kokosowych. Tak przygotowane kuleczki najlepiej, żeby jeszcze na chwilę wylądowały w lodówce. Po tym czasie są już gotowe do zjedzenia. 

....jeśli ktoś nie posiada tak genialnego blendera jak ja (polecam poczytać post o gadżetach niezbędnych w mojej kuchni) można ciasta zetrzeć na tarce lub połamać na drobno. Mleko lekko podgrzać z masłem i wszystko razem dokładnie wymieszać. Dalej postępować tak jak powyżej opisałam.

SMACZNEGO!



Filmy na wieczór z mamą

$
0
0
Wczorajszy Dzień Matki, był pierwszym który mogłam świętować. I świętowanie było z przytupem, bo wreszcie urzędowo mamy potwierdzone, że ja jestem mamą a Miśko tatą. Papier jest i już zaprzeczyć niczemu nie możemy...i nie chcemy. Moja mama miała dyżur z Lucynką w trakcie naszych urzędowych przejść. Ale dziś już na spokojnie możemy poświętować w bardziej tradycyjny sposób. I mama Krysia i ja i Lucynka przy okazji. Wspólny spacer i lody albo jakieś dobre ciacho umilą nam ten dzień, a może i uda się jakiś film miły obejrzeć (a to już tylko ja i mama Krysia bo Lucy jeszcze zasypia na filmach :) ). 
Gdyby ktoś tak jak ja miał lekki poślizg, albo planował na weekend jakieś większe spotkania rodzinne to może zamiast tradycyjnego kwiatka i ciasteczka spodobają wam się propozycje na wspólny wieczór. Bo może wspólne obejrzenie filmu i podyskutowanie będzie fajniejsze niż namacalny prezent. 

A poniżej kilka filmów idealnych na wieczór z mamą. Część z nich już z mamą Krysią obejrzałyśmy, a część ciągle czeka na chwilę czasu. Jednak wszystkie są takie miłe, kobiece i przyjemne....tylko wziąć ciasteczko i dobrą kawę i oglądać :)

SŁUŻĄCE-Tate Taylor
Film na podstawie książki o tym samy tytule. Jedno i drugie godne polecenia. Całość opowiada o skandalu obyczajowym jaki wywołała pewna młoda dziennikarka opisująca los czarnoskórych służących w Ameryce, w latach 60-tych XX wieku. Pouczające i szczerze mówiąc trochę straszne, jak pomyśli się o tym, że to wszystko całkiem niedawno się działo.


KWIAT PUSTYNI-Sherry Hormann
Znowu filmowa adaptacja książki. Znowu historia trochę straszna, bo wciąż na świecie dzieją się okrutne rzeczy takie jak opisywane w filmie rytualne obrzezanie dziewczynek. Ale warto to zobaczyć.
 
 
GWIEZDNY PYŁ-Matthew Vaughn
Tym razem zdecydowanie bardziej komediowa propozycja. Jest magia, czary, piękna historia miłosna, walczący ze sobą brodaci wojownicy. Na dokładkę jest Michelle Pfeiffer jako zła wiedźma no i wisienka na torcie....rewelacyjny Robert De Niro, jako kapitan okrutnych piratów, tańczący w rajtuzach baletnicy. Myśmy się popłakały ze śmiechu.


HISTERIA, ROMANTYCZNA HISTORIA WIBRATORA-Tanya Wexler
Anglia w czasach wiktoriańskich i niecodzienne metody leczenia tzw. kobiecej histerii...czyli popędu seksualnego. Przezabawna komedia, świetne kino kostiumowe, a przy okazji jakie pouczające.

DOBRY ROK-Ridley Scott
Idealny film na spokojny, babski wieczór. Jest przystojny Russel Crowe, są piękne prowansalskie widoki, jest miła dla ucha muzyka, wątek miłosny też jest. No i jeszcze historia jak z bajki. Taka męska wersja toskańskich historii o porzuceniu pędzącego świata na rzecz uprawy winorośli. Przyda się kieliszek wina do oglądania.
 

  

332. Placuszki z kaszy jaglanej z rabarbarem

$
0
0
Ależ ten maj był dla nas szalony. Początek wypełniony lekko nerwami, miliardem badań i pobraniami krwi co chwila (w pewnym momencie wyglądałam jak spuchnięty narkoman co się nie mógł wkłuć w żyłę). Za to równo od połowy miesiąca była jazda bez trzymanki na karuzeli. Ten nasz brzdąc, chociaż grzeczny bardzo, to jednak na tyle absorbujący, że ciągle jakoś brak czasu na wszystko. Na leniwe śniadania też niestety już brak czasu...szczerze mówiąc to ogólnie brak czasu na jakiekolwiek śniadanie. Ostatnio doszłam do tego, że owsiankę, którą rano sobie zrobiłam zjadłam już o 16:00. No Lucynka, złota dziewczynka, nie da mamie przytyć za bardzo :) 
Ale jakby ktoś jednak posiadał trochę więcej czasu, ewentualnie był trochę bardziej ogarnięty niż my to może wypróbuje przepis na pyszne placuszki. Placuszki jeszcze w czasach matki polki ciężarowej zrobiłam, są z kaszy jaglanej, twarogu i rabarbaru. Do tego bukiet pachnących konwalii, szklanka mrożonej kawy i wiosenne śniadanie jest w pełni gotowe. 

PLACUSZKI Z KASZY JAGLANEJ Z RABARBAREM:
-0,5 szklanki kaszy jaglanej
-ok. 150-200g twarogu półtłustego
-2 jajka
-2-3 łodygi rabarbaru
-łyżka lub dwie miodu
-duża szczypta cynamonu
-2 łyżki mąki

1. Kaszę ugotować z odrobiną soli i odstawić do przestygnięcia. Rabarbar obrać i pokroić w plasterki o grubości ok. 1cm. Twaróg rozdrobnić widelcem.

2. Wszystkie składniki placuszków dokładnie ze sobą wymieszać. Smażyć z obu stron na rozgrzanej patelni, aż się zarumienią. Najlepiej smażyć bez użycia tłuszczu a jeśli nie mamy dobrej patelni to po smażeniu odsączyć placuszki na ręczniku papierowej.

Najsmaczniejsze są na gorąco z odrobiną jogurtu greckiego.

SMACZNEGO!


333. Rhubarb curd, czyli krem rabarbarowy

$
0
0

Przez ostatni miesiąc trochę musiałam poprzestawiać rzeczy na liście swoim priorytetów. Teraz często staję przed dylematem co zrobić: przespać się, zrobić pranie Niedźwiadkowe (to niesamowite ile taki bobas może wyprodukować brudnych ubranek), zrobić cokolwiek do jedzenia, albo zrobić coś fajnego do jedzenia i przy okazji zdjęcia na bloga. No cóż. Jak to mówią "lajf is brutal". Blog niestety jest na ostatnim miejscu, bo najczęściej wybieraną opcją jest pranie albo spanie, taki los matki polki niedźwiadkowej.
Jednak bez czegoś słodkiego do porannej (często pitej już o 18:00) kawy to ja jednak funkcjonować nie potrafię. A wyszłam z założenia, że zdecydowanie lepsze jest coś słodkiego przygotowane w domu niż kolejna paczka kupnych ciastek. Co prawda mama Krysia dostarcza nam co chwilę coś dobrego, ale apetyt na słodkości mamy całkiem spory razem z Miśkosławem. 
Ten rabarbar czekał na przerobienie chyba ze 2 tygodnie. W międzyczasie został wrzucony do zamrażalnika, żeby mu nie zaszkodziło. Finalnie powstał z niego krem, podobny do lemon curd, tylko z rabarbaru i cynamonu. Idealny do ciastek, naleśników, tostów na słodko czy omletów. Całkiem spory słoik zrobił się praktycznie w 3 minuty. Może nie wygra w konkurencji na najładniejsze danie roku, ale za to w smaku jest genialny. No i ten czas przygotowania zdecydowanie jest wielką zaletą. 
RHUBARB CURD, KREM RABARBAROWY:
-7-8 łodyg rabarbaru (ok. 400-500g)
-3 żółtka
-3-4 łyżki cukru
-duża szczypta cynamonu
-łyżka masła

1. Rabarbar umyć, obrać i pokroić w plasterki ok. 2 cm grubości.Wsypać rabarbar do rondelka, zasypać go łyżką cukru i odstawić na chwilę, aż zacznie puszczać wodę. Następnie na małym ogniu podgrzewać całość, aż rabarbar zmięknie. Zestawić z ognia aż trochę przestygnie i w międzyczasie zmiksować na gładką masę.

2. Żółtka utrzeć na gładką, jasną masę z resztą cukru, dodać szczyptę cynamonu. Masę jajeczną przelać do zmiksowanego rabarbaru. Postawić całość jeszcze raz na małym ogniu i dodać trochę masła. Mieszać cały czas, aż masa lekko zgęstnieje.
Następnie można przełożyć na jakieś ciastka, ciasto czy co tam mamy pod ręką, lub przelać do słoika (w lodówce może postać ok. 7 dni).

SMACZNEGO!

334. Proste francuskie ciasteczka z kremem rabarbarowym

$
0
0

Ktoś kto wymyślił gotowe ciasto francuskie powinien dostać kulinarną nagrodę Nobla. Co prawda większość tych kupnych ciast nie umywa się smakiem do takiego ręcznie robionego, pachnącego masełkiem i pysznego. Pozwalają za to stworzyć w iście ekspresowym tempie coś dobrego do jedzenia. Przyznaję się bez bicia, że posiadając Lucynkę u boku, używam gotowca ze sklepu ile wlezie, bo na inne kulinarne wyskoki po prostu brak mi czasu (i chęci też trochę brak).
Ostatnio więc, jak już stworzyłam słoik pysznego kremu rabarbarowego, to jakoś samo z siebie powstało połączenie z ciastem francuskim. Jedno i drugie robi się błyskawicznie. W ten jakże szybki sposób, powstały proste ciasteczka z kremem rabarbarowym.
Biorąc pod uwagę, że potrzebne są tylko dwa składniki do zrobienia tych ciastek, to chyba ciężko jest nazwać przepisem sposób ich przygotowania. To po prostu pomysł na wykorzystanie składników, które mam w lodówce. Ale za to bardzo smaczny pomysł.

FRANCUSKIE CIASTECZKA Z KREMEM RABARBAROWYM:
-opakowanie ciasta francuskiego
-krem rabarbarowy (przepis na rabarbarowy curd)

 Ciasto francuskie pokroić na prostokąty o wymiarach ok. 3x4cm. Na połowę z tych prostokątów nałożyć czubatą łyżeczkę kremu rabarbarowego. Przykryć pozostałymi kawałkami ciasta. Lekko przycisnąć je widelcem, żeby obie części ciasta dobrze się skleiły, można też lekko nakłuć górną warstwę ciasta.
Tak przygotowane ciasteczka przełożyć na blaszkę i wstawić do piekarnika rozgrzanego do 200st, na około 10 minut. Gdy lekko się zarumienią już są gotowe do pałaszowania przy kawie :)

SMACZNEGO!


Viewing all 667 articles
Browse latest View live