Są czasem takie dni, że jeśli nie poprawisz sobie jakoś humoru, czujesz że kogoś zamordujesz....ze szczególnym okrucieństwem.
Luśka to dziecko, do którego określenie "żywe srebro" pasuje idealnie. Na tyle żywe to moje sreberko, że po całym dniu ja już nie mam siły trzymać powiek otwartych, a ona jeszcze ma dość dużo energii, żeby wywalić wszystkie miski, miseczki, łyżeczki, kubeczki i szklaneczki z szafek kuchennych. Wieczorem jeszcze ostatkiem sił mobilizuję się i w locie przebieram w piżamkę, a potem czytam coś miłego na dobranoc. Ostatnio to kulinarne anegdoty dwóch szalonych Włochów z Kuchni Dantego. Przyjemne z pożytecznym, ja coś ciekawego czytam na dobranoc, a Lusia słucha jak urzeczona i w końcu zasypia. Ufff....to teraz mogę odsapnąć, odpocząć i ogarnąć trochę dom po przejściu huraganu.
I wtedy pojawia się on. Konkubent ukochany. Krzycząc od progu, że już późno a on nie spakowany, że jutro wyjeżdża, że o jeju jeju rano wstaje bardzo wcześnie i może bym mu jakieś kanapki ogarnęła, a on musi jeszcze na myjnię ukochaną Hondzię wypucować. Więc lata on po domu zbiera wszystkie graty. Wszystko oczywiście z wdziękiem szarżującego nosorożca, z takim samym hałasem. Niestety tego dziecię nie jest w stanie znieść, więc rozlega się ryk trąb jerychońskich. Tata nie ma czasu usypiać, bo się przecież musi spakować, więc usypiać musi mama. Nic to, że mama miała coś zaplanowane.
Więc odkłada mama swoje plany (jakże wyskokowe w stylu zrobienie obiadu na następny dzień i umycie podłóg). Kładzie się do łóżka z małym tornadem, które w nocy wcale nie przestaje mieć mniej energii. Kilka kopnięć pod żebra, ze trzy szarpnięcia za włosy, parę chlipnięć które trzeba utulić. I jeszcze w tle głos, który mówi, żebym zgarnęła Lucyndę na swoją stronę łóżka bo on się musi przecież wyspać przed drogą.
Także tego, wyspana jestem przeogromnie. Miłość do świata, a w szczególności do konkubenta promieniuje ze mnie. Misiaczku, może dobrze, że na chwilę wyjechałeś bo w dniu ojca bym cię ubiła okrutnie :)
Cała nadzieja w śniadaniu, że mi poprawi humor. Na śniadanie dziś cieszący oko i podniebienie jogurt z nasionami chia i truskawkami.
JOGURT Z NASIONAMI CHIA, GRANOLĄ I TRUSKAWKAMI:
-szklanka jogurtu naturalnego
-2-3 łyżeczki nasion chia
-szczypta cynamonu
-garść świeżych truskawek
-kilka listków świeżej melisy
-ewentualnie trochę domowej granoli
Jogurt wymieszać z cynamonem i nasionami chia. Odstawić całość na kilka godzin (a najlepiej na całą noc) do lodówki, żeby nasiona napęczniały.
Truskawki umyć, odszypułkować i pokroić w plasterki. W miseczce lub słoiku układać warstwami truskawki i jogurt, ewentualnie jeśli lubimy żeby coś chrupało miło dodać jeszcze granolę. Całość udekorować świeżymi listkami melisy.
DOMOWA GRANOLA:
-szklanka płatków owsianych
-pół szklanki ziaren słonecznika i sezamu
-2 łyżeczki nasion chia
-pół szklanki suszonej żurawiny
-pół szklanki wiórków kokosowych
-duża szczypta cynamonu
-2 łyżki miodu
-łyżeczka miękkiego masła
Wszystko razem wymieszać i wyłożyć na blaszkę. Włożyć całość do piekarnika rozgrzanego do 150stopni, na około 20 minut. Co kilka minut zamieszać granolę. Wyjąć z piekarnika gdy zacznie się rumienić. Przechowywać w szczelnie zamkniętym słoiku.
Przepysznie smakuje z jogurtem i owocami.
SMACZNEGO!