Znowu uciekliśmy na chwilę z miasta. Znowu chcieliśmy odetchnąć nieco i zwolnić. Szkoda, że najpierw trzeba odsiedzieć swoje w samochodzie, ale mimo wszystko warto było. Trafiliśmy w ten rejon Polski, gdzie żadne z nas nie było nigdy na dłużej. Nawet na krócej to tylko przejazdem, w drodze nad morze. Kaszuby, Szwajcaria Kaszubska, kraina jezior i pagórków.
Tym razem bez zwiedzania, bez gonienia do kolejnej atrakcji turystycznej. Leżenie do góry brzuchem na pomoście i zabawy w piachu i do tego mnóstwo radości na tym małym pysiu. Lucy już kiedyś nad jeziorami była, ale w wieku kiedy tylko mleko i czysta pielucha się liczyła. Teraz już widzę co ją zachwyca, a co jej się nie podoba. Nie spodobało się nad morzem, bo i do Ustki dotarliśmy. Ale silny wiatr urywający głowę, zimny piach na plaży, totalnie nieznanie środowisko spowodowało chęć schronienia się na rękach u mamy.
Zdecydowanie lepiej było nad jeziorami. Można się było zakopać w cieplutki piachu po pachy. Można było zamoczyć łapki i brodzić w jeziorze z tatą. Można było pomóc rodzicom w pedałowaniu na rowerze wodnym. Można było poszaleć na łące.....swoją drogą od tej wyprawy nasze dziecko się rozbrykało i zaczęło śmiało chodzić samodzielnie.
Kulinarnie niestety nie jestem do końca zadowolona z wyprawy. Ceny w smażalniach ryb w Ustce mnie powaliły nieco na kolana, a restauracji serwujących dania regionalne niestety na Kaszubach jak na lekarstwo.
Niektóre miejsca gdzie ponoć karmią regionalnie niestety poza sezonem turystycznym są zamknięte. Ale zachwyciły nas ziemniaki, zwane tu bulwami, z cebulką i boczkiem podawane jako osobne danie lub dodatek do mięsa.
Było pięknie, na pewno kiedyś jeszcze tam wrócimy.
POLECAMY:
-Nocleg w miejscowości Kamienica Królewska-kontakt znajdziecie tutaj
-Rowery wodne w Ostrzycy "U Heleny"-kontakt znajdziecie tutaj
-Smaczny obiad w Sierakowicach, w restauracji "Stary Spichlerz", szczególnie bulwy zapiekłe-kontakt tutaj.